Największym asem wśród wszystkich pilotów myśliwskich I wojny światowej był baron Manfred von Richthofen. Dziś nieco zapomniany nawet w samych Niemczech, był postacią niezwykle barwną, choć trudno niekiedy oddzielić legendę od faktów, gdyż już podczas działań wojennych był wykorzystywany w wojnie propagandowej. Jak stał się legendarnym Czerwonym Baronem?

Baron von Richthofen przed I wojną światową

Związek barona von Richthofena z Wrocławiem rozpoczął się w chwili urodzenia. Przyszły as lotnictwa przyszedł na świat w roku 1892 w podwrocławskiej miejscowości Kleinburg (Borek), dziś będącą częścią miasta. To we Wrocławiu rozpoczął szkoły, choć rodzina przeniosła się w 1901 roku do Świdnicy, gdzie mieszkała do końca II wojny światowej. Dziś to właśnie Świdnica szczyci się pochodzeniem jednego z największych niemieckich bohaterów okresu I wojny światowej.

Od pierwszych lat szkolnej edukacji przyszły as myślistwa wiązał swoją karierę z wojskiem. Po osiągnięciu pełnoletności i ukończeniu szkół wojskowych rozpoczął służbę jako kawalerzysta, wstępując w 1911 roku do 1. pułku ułanów. Jako kawalerzysta rozpoczął również służbę w czasie wojny, wyruszając z garnizonu w Ostrowcu Świętokrzyskim najpierw na front zachodni, trafiając na okres pierwszych walk o Verdun w 1914 roku. Kiedy okazało się jednak, że wojna będzie miała charakter pozycyjny, baron von Richthofen poczuł się znudzony stagnacją okopów. Szybko poprosił o przeniesienie i w 1915 roku dostał przydział do Służby Powietrznej.

W powietrzu

Początki przyszłego pilota myśliwca były zupełnie prozaiczne. Został on obserwatorem, nie pilotem. Wykonał szereg misji nad liniami frontu wschodniego, robiąc zdjęcia i przekazując meldunki o ruchach i pozycjach wroga. Przeniesiony z powrotem na front zachodni, kontynuował karierę strzelca – bombardiera w pułku lotnictwa bombowego. Ten rodzaj służby odpowiadał mu bardziej, po kilku miesiącach stwierdził jednak, że nadal brakuje mu walki. W ten sposób dojrzał do podjęcia decyzji o zostaniu pilotem. Po kilku miesiącach szkoleń uzyskał potrzebną licencję i trafił do swego pułku jako pilot. Został jednakże dostrzeżony przez pierwszego z niemieckich asów, Oswalda Boelke i w ten sposób trafił do elitarnej eskadry myśliwskiej. Od tej pory rozpoczyna się jego kariera, która zakończyła się dopiero w chwili śmierci.

Początki legendy Czerwonego barona

Richthofen szybko się uczył od swego mistrza Boelke, będącego jednym z asów pierwszego okresu wojny. Jesienią 1916 uzyskał kilkanaście zestrzeleń, po śmierci Boelkego zostając, z 16 zestrzelonymi wrogimi samolotami, największym spośród żyjących niemieckich asów. Wiosną 1917 roku posiadał już własną eskadrę lotniczą, która budziła postrach alianckich pilotów, którzy ochrzcili ją „latającym cyrkiem” lub też „cyrkiem Richthofena”. Sam rotmistrz Richthofen zyskał natomiast przydomek „Czerwony Baron”. Dumny z tych określeń niemiecki pilot postanowił pomalować najpierw swój samolot na czerwono, a gdy zorientował się, że na jego widok piloci strony przeciwnej uciekają, cała jego eskadra latała w czerwonych samolotach. Najbardziej znaczącym miesiącem wojny w powietrzu był „krwawy kwiecień” 1917 roku, sam baron w tym czasie strącił 20 samolotów wroga, osiągając zawrotną liczbę 52 zestrzeleń. W lipcu 1917 został ranny w boju, ale udało mu się uratować. Po krótkim okresie rekonwalescencji powrócił na front jako dowódca lotniczego pułku, sformowanego z czterech eskadr. W okresie pobytu w szpitalu spisał swoje wspomnienia, wydane pod tytułem Der rote Kampfflieger, a które można przeczytać tutaj.

Pomimo ran i rosnącej legendy, baron von Richthofen postanowił nadal czynnie uczestniczyć w walkach powietrznych. Po zestrzeleniu 70 samolotu pojawiły się pogłoski, że sam cesarz może stanowczo zabronić Richthofenowi latania, bo strata takiej legendy byłaby katastrofalna ze względów propagandowych. Niemniej jednak nic z tego nie wyszło, baron latał nadal, wciąż odnosząc kolejne zwycięstwa w powietrzu.

Śmierć asa

Ostatecznie jednak szczęście opuściło Richthofena wiosną 1918 roku. Mając na swoim koncie 80 potwierdzonych zestrzeleń, poniósł śmierć podczas walki 21 kwietnia 1918 roku. Co ciekawe, trudno jest jednoznacznie ustalić, kto zestrzelił postrach alianckich pilotów. Krzyżowy ogień z powietrza i z ziemi sprawił, że potencjalnych pogromców niemieckiej legendy lotnictwa jest kilku. Sekcja zwłok Czerwonego Barona wykazała, że śmiertelny postrzał otrzymał on od dołu, dziś zatem jego śmierć przypisuje się jednemu z dwóch sierżantów australijskiej armii, którzy prowadzili ogień z karabinów maszynowych zamontowanych w okopach. Ich nazwiska to sierżant Popkin i sierżant Snowy Evans. W oficjalnych dokumentach można także odnaleźć nazwisko kanadyjskiego pilota Browna, który przez lata był uważany za pogromcę Richthofena. Ostatnie ustalenia przypisują zestrzelenie Evansowi.

Niezależnie od przyczyn śmierci, alianci baronowi von Richthofenowi urządzili pogrzeb wojskowy z pełnymi honorami we francuskim Bertangles w pobliżu Amiens. Przez lata szczątki Czerwonego Barona były przenoszone jeszcze trzykrotnie, by w końcu w 1975 roku trafić do rodzinnego grobu w Wiesbaden.

Legenda Richthofena była żywa aż do zakończenia II wojny światowej. Świdnica, w której mieszkała jego rodzina, urządziła pomnik i muzeum, powstał też klub sportowy jego imienia. Niestety, dziś pamięć o jego wyczynach i związkach z Wrocławiem i Świdnicą mocno przyblakła, podobnie jest zresztą w samych Niemczech. Niewątpliwy wpływ na to miały zmiany terytorialne po II wojnie światowej, które między innymi pozbawiły eksponatów muzeum i zmiotły z powierzchni ziemi mauzoleum. Paradoksalnie największym szacunkiem Czerwony Baron cieszy się u Anglików i Amerykanów, którzy wciąż są pod wrażeniem jego wyczynów.