Kościoły stanowią jedną z wizytówek starego Wrocławia. Wystarczy krótki spacer po Ostrowie Tumskim, a naszym oczom ukażą się kościoły czy katedra. Nieopodal katedry znajduje się niewielki kościółek.

Kościół św. Idziego

Na Ostrowie Tumskim do dnia dzisiejszego zachowało się wiele zabytkowych budowli, szczególnie sakralnych. Nie każdy jednak wie, bądź zwrócił uwagę, na niewielki kościół sąsiadujący z katedrą. Jest to kościół św. Idziego. Skąd to zainteresowanie? A stąd, że jest on najstarszym, bo pochodzącym z I połowy XIII w kościołem, który znajduje się na Ostrowie Tumskim! Mało tego, w tym wiekowym kościele do dnia dzisiejszego odbywają się msze i nabożeństwa. Formalnie, kościółek jest częścią parafii św. Jana Chrzciciela.

Ciekawa architektura

W związku z tym, że kościół św. Idziego wzniesiony został na początku XIII w., wykazuje on bardzo charakterystyczną dla średniowiecza budową architektoniczną. Jest kościołem jednofilarowym, podobnie jak inne, powstałe w średniowieczu kościoły. Sklepienie podparte jest na pojedynczym filarze, a ceglana arkada łączy kościół oraz XVI w. kapitułę pochodzącą z okresu późnego gotyku. Całość tworzy tzw. Bramę Kluskową.

Legenda o Bramie Kluskowej

Z Bramą Kluskową wiąże się jedna z wrocławskich legend. Dawno, dawno temu, w jednej z podwrocławskich wsi mieszkał chłop o imieniu Konrad wraz z żoną Agnieszką. Małżeństwo mieszkało we wsi Zielony Dąb, a obecnie jest to jedna z wrocławskich dzielnic, zwana Dąbie. W owych czasach kobieta była sławna. Miała bowiem ogromny talent do przyrządzania najlepszych w całej okolicy klusek śląskich. Epidemia dżumy jaka dotknęła miasto nie oszczędziła również Konradowej małżonki. Po jej śmierci, Konrad nie raz cierpiał głód. I to do tego stopnia, że groziła mu śmierć głodowa. Mężczyzna wybrał się do Wrocławia. Osłabiony i znużony drogą zasną w okolicach kościoła św. Idziego. Podczas snu nawiedziła go ukochana żona mówiąc, że dostanie od niej w darze magiczny kociołek. Magia polegać miała na tym, że ów garczek każdej nocy miał napełniać się po brzegi świeżutkimi kluskami śląskimi tak, że mężczyzna już nigdy nie zaznałby głodu. Agnieszka postawiła mężowi tylko jeden warunek – nie mógł on zjeść wszystkich klusek. W garczku zawsze musiała zostać jedna, ostatnia kluska. Jakież było zdziwienie Konrada, gdy po przebudzenia ujrzał u swych stóp garnek pełen klusek! Głodny zabrał się natychmiast do jedzenia. Był tak wygłodniały, że zapomniał o przestrodze żony i chciał zjeść wszystkie kluski co do jednej. Jednak ostatnia kluska nie chciała zostać zjedzona. Konrad nie mógł jej złapać, a kluska wylądowała na arkadzie zamieniając się w kamień, a kociołek stracił swoje magiczne właściwości i już nigdy nie napełnił się kluskami.