Epidemia koronawirusa już od roku dezorganizuje nasze życie. Choć jego przebieg może być różny i bezobjawowy, jednak dla wielu osób jest niezwykle niebezpieczny. Większość z nas, z różnymi obostrzeniami w wyniku pandemii ma do czynienia po raz pierwszy. Wrocław jednak już w swej powojennej historii miał okazję walczyć z inną straszną epidemią – ospy prawdziwej.
Variola vera, czyli ospa prawdziwa
Ospa prawdziwa kojarzy się większości z nas, z ciężką chorobą z dawno minionych czasów. Rzeczywiście wirus ospy jest wyjątkowo zjadliwy i mocno zaraźliwy. Umierało na nią około 30% niezaszczepionych osób, jednak w niektórych przypadkach śmiertelność wynosiła nawet 95%. W zależności czy była to Variola major, czy Variola minor. Łatwo się było nimi zarazić, ponieważ roznoszona była, nie tylko drogą kropelkową, ale również pośrednio poprzez rzeczy chorych, np. ubrania, czy pościel. Możemy o niej mówić w czasie przeszłym dzięki szczepionce.
W 1796 roku brytyjski lekarz Edward Jennera znalazł sposób na walkę z tą ciężką chorobą. Stworzył szczepionką wykorzystującą żywe cząsteczki innego wirusa, tzw. krowianki, która u większości osób dawała skąpe objawy, jednak zyskiwało się odporność na o wiele poważniejszą ospę prawdziwą. Samo szczepienie do najmilszych nie należało. Wykonywane było metodą skaryfikacji, czyli kilkunastu nacięć lub nakłuć naskórka igłą z wirusem.
Ostatni przypadek tej choroby odnotowano w 1978 roku, zaś dwa lata później ospa prawdziwa została uznana za eradykowaną. Niewiele jednak osób wie, że zanim to nastąpiło, Wrocław w 1963 roku stanął przed wielkim wyzwaniem, zapanowaniem nad epidemią ospy prawdziwej w mieście i kraju.
Początek epidemii ospy we Wrocławiu
Ospa we Wrocławiu pojawiła się w maju 1963 roku. Co ciekawe przywiózł ją powracający z podróży do Indii oficer Służb Bezpieczeństwa. Dramatyzmu całej sytuacji dodaje fakt, że oficer był również zakażony malarią, w związku z tym lekarze nie rozpoznali u niego tej niebezpiecznego wirusa. Dopiero pojawianie się kolejnych przypadków ciężkiej i nietypowej choroby zaczęło wzbudzać podejrzenia. Pomimo pierwszej śmierci osoby zarażonej, którą była młoda pielęgniarka, nadal stawiano błędną diagnozę. Wsypkę, która pojawiała się u chorych, wiązano zaś z łagodniejszą ospą wietrzną.
Minęło półtora miesiąca, zanim jeden z lekarzy Miejskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej połączył wszystkie fakty i postawił diagnozę. Zaczęto działać. 15 lipca 1963 roku ogłoszono we Wrocławiu stan pogotowia przeciwepidemiologicznego.
Walka z ospą we Wrocławiu i zamknięcie miasta
W kilka dni wprowadzono poważne obostrzenia. Wrocław został zamknięty i obowiązywał zakaz przyjeżdżania i wyjeżdżania z miasta. Powstały dwa zespoły koordynujące działania. Pierwszy z nich prowadzony przez Bolesława Iwaszkiewicza został utworzony przy Prezydium Rady Narodowej miasta, odpowiadała za prace wszystkich służb miejskich na terenie miasta. Drugi zespół był odpowiedzialny za działania epidemiologiczne na terenie Dolnego Śląska i kierował nim Zygmunt Surowiec.
Od razu rozpoczęta została akcja szczepień w całym mieście, a do Wrocławia została wysłana z Warszawy partia 10 000 szczepionek. Odwołano wszystkie imprezy sportowe, zamknięto baseny oraz kąpieliska, by nie dochodziło do rozprzestrzeniania się zarazy. By miasto mogło funkcjonować, w budynkach użyteczności publicznej i zakładach pracy wszystkie klamki były owinięte materiałem nasączonym chloraminą oraz płynem dezynfekującym. A pod numer 019 można było usłyszeć najważniejsze komunikaty dotyczące sytuacji.
Jednak, by nie doszło do paniki w mieście, które mogły spowodować próby ucieczki i niekontrolowane rozprzestrzenianie się zarazy po całym kraju, władze postanowiły ograniczyć informacje dotyczące sytuacji epidemiologicznej.
Trzystopniowy system izolacji
By zminimalizować ryzyko przekazywania choroby, wprowadzono przymus izolacji chorych oraz osób z kontaktu. Powstał trzystopniowy system izolacji. Osoby chore trafiały do tzw. szpitali ospowych w Szczodrym i Prząśniku, do którego wstęp mieli jedynie lekarze i personel ze specjalnymi pozwoleniami. Izolacji poddano również cały personel trzech wrocławskich placówek, resortowy przy Ołbińskiej, zakaźny przy Piwnej i miejski przy Rydygiera, w których leżeli zakażeni na ospę.
Osoby z kontaktu I rzędu trafiały do izolatoriów między innymi na Praczach Odrzańskich. Ich kwarantanna trwała 21 dni. By przewozić osoby do izolatorium, rekwirowano samochody, należące do wrocławskich zakładów pracy. Przewożenie podejrzanych o zarażenie było często trudną i ryzykowaną pracą. Zdarzało się, że osoby te ukrywały się lub odmawiały współpracy. Dochodziło więc do drastycznych scen.
Trzeci stopień izolacji stanowiły osoby z kontaktu II rzędu. Miały one styczność z osobami przewiezionymi do izolatorium, ale nie były chore.
Szybki koniec niebezpiecznej epidemii
Choć sytuacja była poważna, szybkie i zdecydowane działania umożliwiły zapanowanie nad rozprzestrzenianiem się wirusa. Już pod koniec sierpnia zaczęto zamykać izolatoria. Z początkiem września zaczęto likwidować szpitale ospowe, w których przebywali ostatni chorzy. 14 września zwolnieni zostali pacjenci ze szpitala w Szczodrym, zaś 17 ze szpitala w Prząśniku. 19 września zakończyła się kwarantanna ostatnich osób z kontaktu. Uznano, że epidemia wygasła.
W czasie tych trzech miesięcy zachorowało 99 osób, a zmarło siedem, z czego pięcioro stanowiło personal szpitala. Byli to czterej lekarze i jedna pielęgniarka. Czasem pojawiają się głosy, że przy tak małej liczbie zachorowań trudno mówić o epidemii. Należy jednak zwrócić uwagę, że ta liczba jest niska, dzięki szybkim i zdecydowanym akcjom służb medycznych i miejskich, których celem było uniknięcie rozprzestrzenienia się zarazy. Warto podkreślić, że WHO przewidywało, że epidemia potrwa 2 lata, dojdzie do zarażenia ponad 2 tysięcy osób, z czego umrze przynajmniej 200. Z pewnością czynnikiem, który pozwolił na tak szybkie zapanowanie nad chorobą, były masowe szczepienia mieszkańców miasta.
Dziś sytuacja jest trudniejsza do opanowania. Pandemia COVID-19 objęła cały świat. Choć na nowego wirusa szczepienia są wprowadzane, powstają kolejne jego mutacje. Na szczęście obecnie możemy korzystać ze znacznie lepszej komunikacji oraz wielu informacji. Działania lekarzy wspierają również systemy medyczne, takie jak MEDchart.pl.